
Cześć Darek. Kilka dni temu wysłałeś do mnie prośbę o pomoc w zdigitalizowaniu nagrań zespołu Hope I (do odsłuchu tutaj). Od razu pomyślałem, że to będzie idealna okazja, żeby przedstawić czytelnikom m.in. ten zespół. Zanim przejdziemy do wspomnianego bandu napisz proszę jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką ? Czy było jakieś konkretne wydarzenie, które sprawiło, że pokochałeś tę formę wyrażania siebie ?
Muzyka towarzyszy mi odkąd pamiętam. Na 2 komunię dostałem magnetofon szpulowy i się zaczęło. Miałem chyba 9-10 lat kiedy po raz pierwszy usłyszałem album KISS „Dynasty”. To był 1979 albo 1980 rok. Potem poleciało już szybko. Następny album, który wyrwał mnie z butów, to była płyta AC/DC „For Those About To Rock”. Od zawsze pociągała mnie ciężka muzyka. Gdzieś w latach 1982-1985 byłem mocno wkręcony w punk rock. G.B.H., The Exploited, Discharge, Toxoplasma i inne składy. Pamiętam, jak piorunujące wrażenie wywarł na mnie nasz krajowy DEZERTER ze swoim singlem „Ku przyszłości” w 1983 r. Wydawali mi się wtedy najszybszym zespołem na świecie. Wielbię do dzisiaj. Po ukończeniu szkoły podstawowej w 1985 r poszedłem do Technikum Elektrycznego, gdzie poznałem innych pasjonatów metalu. Dosyć szybko zacząłem też jeździć na koncerty. Pierwszym był Iron Maiden w 1986 na warszawskim Torwarze, potem były Metal Battle, Metalmanie w Katowicach a przede wszystkim chyba w lutym 1987 Metallica w katowickim Spodku. Koncert, którego nigdy nie zapomnę, także ze względu na okoliczności mu towarzyszące.
Jestem mega ciekaw co to były za okoliczności 🙂 Możesz o nich opowiedzieć ?
Te okoliczności to napierdalanka w pociągu, potem wpierdol od milicji na dworcu w Katowicach, gdzie ówczesna władza postanowiła w ten sposób powitać na Śląsku fanów ciężkiej muzyki, czyli po 3 pały dla każdego. Miałem do wyboru albo w nogi albo w dupę. Wybrałem oczywiście to drugie. Potem awantura pod Spodkiem ze skinami, gdzie w ruch poszły pięści, latały w naszą stronę butelki a nawet kamienie. W międzyczasie pseudo fani ze Szczecina zajmowali się swoim ulubionym zajęciem w mieście, czyli krojeniem. Gdy wszedłem na halę, byłem już tak zmęczony, że nie miałem siły na nic. Sam koncert klasa. Na szczęście droga powrotna przebiegła już w miarę spokojnie. Wtedy powiedziałem sobie, że już więcej nie pojadę na takie spędy. Nie muszę dodawać, że oczywiście w tym postanowieniu nie wytrwałem zbyt długo, bo zaliczałem kolejne Metalmanie. Zawsze były jakieś burdy, ale to co działo się na Metallica, nigdy nie zapomnę.
W związku z tym, że dorastałeś w latach 80tych, na pewno opowiesz nam jak wyglądała płocka scena rockowa 🙂 Gdzie w tamtym okresie chodziło się na koncerty ? Jakie lokalne zespoły wywarły na Tobie szczególne wrażenie ?
Pierwszym koncertem, na którym byłem w Płocku, to był Lady Pank w 1982 lub 1983 roku. W technikum poznałem Jaśka i Cichego, którzy mieli swój zespół o nazwie EDDY. Wpadałem do nich na próby do SDK na Krzywoustego. To były moje pierwsze kontakty z tworzeniem muzyki. Byłem zachwycony. Wtedy narodził się pomysł, że kiedyś będę miał swój zespół a sam usiądę za bębnami.
Skąd się wzięła u Ciebie pasja gry na perkusji ? Czy górę wzięło to, że zazwyczaj brakowało pałkerów w naszym mieście 😉 ? A może ktoś Ciebie zainspirował do „łojenia w gary” ?
Na początku próbowałem swoich sił biorąc do rąk bas, potem gitarę ale błyskawicznie stwierdziłem, że się kompletnie do tego nie nadaję. Potem chwyciłem nawet w dłonie mikrofon, z takim samym skutkiem. Kiedy z Żarówą (Tomkiem Dobrzenieckim) i Martynem (Markiem Martynowskim, tak, tym Martynowskim !! ) założyliśmy pierwszy band, Bleeding Torment, mi przypadła rola pałkera. Całe dnie przesiadywaliśmy u Tomka na chacie, tam też, w jego pokoju, było nasze miejsce prób. Chłopaki mieli jakieś wiosła, ja o bębnach mogłem co najwyżej pomarzyć. Byliśmy zafascynowani takimi kapelami jak Venom, Mercyful Fate, Dark Angel, Carcass, Napalm Death, Wehrmacht czy Agathocles. Zespół był, sprzętu nie. Na swoją pierwszą perkusję czekałem do 1994 roku.

Rozumiem, że pierwszy Twój pierwszy zestaw perkusyjny znacząco odbiegał od tego co możemy zobaczyć dzisiaj w profesjonalnych bandach 🙂 ? Czy to były garnki, pudła, a może od razu wskoczyłeś na wyższy level ?
Na początku przygody z graniem napierdzielałem w baniaki na wodę, a za blachy służyły mi pokrywki od garnków. Moim pierwszym i zarazem jedynym zestawem perkusyjnym z prawdziwego zdarzenia był ten wykonany przez Szpaderskiego w Łodzi, kultową wtedy postać. Kolor biały, z największymi centralami jakie robił. Byłem szczęśliwy w chuj. Nie pamiętam dokładnie ceny, ale jej koszt to były moje ówczesne roczne zarobki. Razem z teściem i żoną (wtedy jeszcze nie byliśmy małżeństwem oczywiście) pojechaliśmy po nie do Łodzi autem Renault 11, do którego ledwo je wepchnęliśmy. Piotrkowska była rozkopana, więc z tymi bębnami na plecach zapierdalałem jak tragarz na pustyni kilkaset metrów do auta.
Gdzie w tamtym czasie kupowało się w Płocku perkusję/instrumenty ? Czy był z tym problem ?
Oczywiście sklep muzyczny naprzeciw kina Przedwiośnie. Obiekt westchnień. Problem oczywiście był, bo pamiętajmy, że to był początek lat 90tych.
Pierwszym bandem o którym mi wiadomo, że występowałeś w roli perkusisty był zespół Abberation. Czy zanim rozpocząłeś grę w tym bandzie miałeś już jakieś doświadczenie we wspólnym muzykowaniu (oprócz wspomnianego Bleeding Torment) ? Są jakieś jeszcze jakieś inne zespoły przed Abberation w Twoim portfolio ?
Przed Aberration ze Stifkiem i Robertem Passonem mieliśmy taki projekt DEFORMED. Próby mieliśmy w Jagiellonce. Jeśli chodzi o stronę muzyczną, to były klimaty wczesnego Carcass, Pungent Stench, taki mix Death Metalu i Grind. Potem ja i Stifek wraz z Sulem i Liskiem powołaliśmy do życia twór o nazwie Aberration. Tu zaczęło się moje poważne granie.

Biografię zespołu Abberation możemy przeczytać tutaj, więc nie ma sensu wypytywania Ciebie o działalność zespoły, dyskografię etc. Za to jestem bardzo Ciekaw jak Ty wspominasz ten okres w którym występowałeś w tym bandzie. Jak wyglądały początki Waszego wspólnego grania ?
Czasy początków Aberration wspominam bardzo miło. Mieliśmy wspólną pasję, słuchaliśmy i kochaliśmy te same kapele, byliśmy zafascynowani amerykańską szkołą śmierć metalu. Można powiedzieć, że rozumieliśmy się bez słów. Nadawaliśmy na tych samych falach, stąd byliśmy dosyć płodni jeśli chodzi o tworzenie muzyki. Podchodziliśmy do tego z jednej strony bardzo poważnie, bo nigdy nie piliśmy na próbach a z drugiej strony na każdej próbie zawsze były jaja, bo uwielbialiśmy się śmiać i żartować. Początkowo błąkaliśmy się po różnych miejscach aż w końcu, po jakimś przeglądzie, załapaliśmy się na próby w MDK na Tumskiej. Tam był nam najlepszy czas.
Z zespołem Abberation zagraliście kilkanaście koncertów. Jakiś czas temu poczęstowałeś mnie nagraniem z Waszego występu u boku Hazaela w Ciechanowie. Jak wspominasz występy na żywo. Pamiętasz swój pierwszy koncert ? Jakie emocje Tobie towarzyszyły ?
Koncert w Ciechanowie był naprawdę extra. Nie pamiętam, jak to się stało, że tam zagraliśmy. Miałem kontakt z gościem ze Smirnoff, który to bardzo lubiłem. Graliśmy razem z Hazael, ale mało z nimi rozmawialiśmy. Oni wtedy budowali kult. Pierwszy gig zagraliśmy w Leżnicy chyba 1992 roku, robił go chyba Marek Kurnatowski. Sądząc po reakcji publiki, chyba się podobało 🙂 Miło wspominam też koncert w Kutnie, gdzie graliśmy z Pandemonium i Nightmare. Wtedy z Żubrem i Mitkiem wypiliśmy kilka piw, ja nigdy przed koncertami nie piłem, to był chyba mój pierwszy i ostatnio raz, jak to zrobiłem. Koncert pamiętny także przez pewna sytuację, jaka miała na nim miejsce. Wtajemniczeni wiedzą, o co chodzi 😉 Po zmianach personalnych najlepiej wspominam gig w Łomży z przyjaciółmi z DAMNABLE. Z Andym miałem od dłuższego czasu kontakt, dużo ze sobą pisaliśmy, to była w moim odczuciu taka bratnia dusza. Pomimo, że wcześniej się nie widzieliśmy miałem wrażenie, że znamy się jak łyse konie, wiesz o czym mówię. To był zajebisty gig, super publika, atmosfera. Podkręciliśmy mocno tempo a nowe kawałki naprawdę zajebiście brzmiały na żywo, co docenili obecni na koncercie. Energia płynąca z publiki dodała nam po prostu kopa.
Pierwszy materiał, który później zatytułowaliście „Temples Of Absurd” został nagrany w Domu Technika (do odsłuchu tutaj). Jak wspominasz tę sesję ? Kto był realizatorem tych nagrań ?
Wiesz, jak każdy młody zespół, chcieliśmy jak najszybciej coś nagrać i podzielić się tym z innymi. Załatwiliśmy krótką sesję w Domu Technika w Płocku, gdzie nagraliśmy nasze pierwsze kawałki. Warunki były spartańskie, co zresztą słychać. Nazwisk realizatorów nie pamiętam niestety. Czas robi swoje. Szybko uznaliśmy, że błędem było upublicznianie tych nagrań. Z drugiej strony zmobilizowało nas to do jeszcze cięższej pracy.
Chwilę później do zespołu doszedł jeden z bardziej charakterystycznych płockich „muzyków” lat 90tych – Rafał „Czarny” Nowakowski. Jak wspominasz współpracę z Rafałem ?
Po sesji w DT uznaliśmy, że musimy znaleźć osobę, która będzie w stanie stanąć za mikrofonem, bo delikatnie mówiąc, Sulo sobie z tym nie radził. Wybór padł na Czarnego, charyzmatyczną postać w tamtych latach. Wpadł na kilka prób i został nowym członkiem Aberration. Współpracę z nim wspominam pozytywnie, choć pod koniec doszło między nami do pewnych tarć.

Kolejny materiał poczyniliście w łódzkim studio PJ Hause (do odłuchu tutaj). Możesz coś powiedzieć o tej sesji nagraniowej ? Kto wpadł na pomysł żebyście właśnie tam nagrali kolejny materiał i dlaczego właśnie tam ?
Materiał w PJ House nagrywaliśmy kilka dni. Miejsce to zaproponował nam chyba Piotrek Pete Woźniak, który spędził tam czas przy realizacji demo HAZAEL’a. Dla nas był to pierwszy kontakt z tak profesjonalnym studiem nagraniowym. Producentem był Robert Hajduk, który wtedy grał na bębnach z Jankiem Borysewiczem w jakiejś kapelce. Pojawiła się trema, jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie. Zawsze byłem samoukiem i początkowo ręce drżały pod okiem Roberta. Jednak atmosfera była na tyle luźna i przyjacielska, że szybko nabrałem pewności siebie. Byliśmy nowicjuszami, obok Hazaela drugim zespołem grającym taki rodzaj muzyki, więc ciężko było wymagać doświadczenia od producentów. Wyszło jak wyszło, byliśmy średnio zadowoleni z efektu końcowego.
Materiał został ciepło przyjęty w środowisku nazwijmy to „metalowym”. Zaczęliście grać coraz więcej koncertów. Możesz opowiedzieć o tym okresie działalności zespołu ?
Materiał faktycznie został przyjęty bardzo pozytywnie, chociaż, co jest zrozumiałe, były też negatywne opinie. Dla nas duże znaczenie miała recenzja Kaśki Krakowiak w Metal Hammer z 1993 roku, chyba z czerwca. Dostaliśmy od niej maksymalną ilość 5 punktów. Wiadomo, że to pismo było bardzo poczytne w tamtych czasach i z pewnością ta recenzja dużo nam pomogła zaistnieć na scenie. W tamtych latach mocno siedziałem w tape trading’u, pisałem z mnóstwem ludzi od Japonii, Australii po USA. Codziennie chodziłem na pocztę z pełnymi torbami listów i przesyłek. Wymieniałem się kasetami, kilka distros wzięło nasze kasety do swojej oferty. Korespondowałem także z wieloma twórcami zinów z całego świata, w których dosyć często się pojawialiśmy. Nie szczędziliśmy kasy na reklamę, robiliśmy flyersy itp. W międzyczasie szukaliśmy wytwórni, która byłaby zainteresowana wydaniem naszego materiału. Dostawaliśmy pozytywne odpowiedzi ale żadnych konkretów. Wreszcie krajowy MORBID NOIZZ zaproponował nam wydanie profesjonalnej kasety z materiałem, który nazwaliśmy “Massacre On The Earth”. W parze z korespondencją szła także działalność koncertowa, staraliśmy się jak mogliśmy zaliczyć jak najwięcej występów na żywo. Szalony był nasz występ w płockim kinie Przedwiośnie, gdzie o tym, że zagramy przed Acid Drinkers dowiedzieliśmy się będąc już w środku sali. Szybka akcja, pomoc i życzliwość Ślimaka i chwilę potem napierdalaliśmy swoje nuty ze sceny. Przed tak liczną publicznością nigdy więcej nie graliśmy. Chyba wypadliśmy całkiem ok 🙂
W pewnym momencie z zespołu odeszli Czarny odszedł do punkowego Strajku, a Sulo postanowił zasilić deathmetalowy Hazael. Uważasz, że znudziło im się granie w Abberation i z braku perspektyw „ugrania czegoś więcej” postanowili odejść do bardziej znanych szerszej publiczności bandów ?
Sulo przez pewien czas dzielił czas pomiędzy nas i Hazael. Wydaje mi się, że uznał, że poprzez Hazaela szybciej osiągnie sukces. Od tego czasu zaczął się zmieniać, dziwnie zachowywać , ktoś inny nazwałby to gwiazdorzeniem. Coś w tym prawdy było. Zaczął nas irytować i rozstanie było już kwestią czasu. Chwilę później (tak mi się wydaje) pożegnaliśmy się z Czarnym. Znaleźliśmy się po raz pierwszy w nowej dla nas sytuacji, bo Sulo był współautorem wielu numerów. Jak to się zwykło mówić: koniec czegoś jest początkiem innego. W miejsce wyżej wymienionych do Aberration dołączyli odpowiednio Hubert Dobaczewski na gitarze i Jarek Szpejna na vocalu. Zastrzyk świeżej krwi dobrze nam zrobił. Zaczęliśmy tworzyć dosyć szybko nowy materiał. Wszystko znów było na właściwych torach.

Po odejściu Czarnego i Sula do zespoły doszedł Hubert „Spięty” Dobaczewski. Czy to właśnie w tym składzie pojechaliście do legendarnego Gold Rock by nagrać jak się później okazało ostatni materiał jako Abberation (do odsłuchu tutaj)?
Zgadza się. W nowym składzie, chyba w październiku 1994 r, pojechaliśmy do Warszawy do kultowego studia Golden Rock, aby zarejestrować w celach promocyjnych 4 nowe kawałki. U Roberta Brylewskiego, w ciągu chyba 7 czy 8 godzin nagraliśmy na żywca 5 numerów (jeden powstał w czasie sesji). To była szalona sesja, a producentem został Piotr Pete Woźniak.
Opowiedz mi proszę o pracy w Gold Rock. Jak współpracowało się z legendarnym Robertem Brylewskim ? Możesz sprzedać jakieś ciekawe historie z tej sesji nagraniowej ?
Jak to opisał Pete po latach: namęczyliśmy się z brzmieniem bębnów i gitar. Ja ze Smokiem ustawiliśmy heble, wszystko nagraliśmy i materiał był ustawiony na następny dzień do mixowania przez Żubera. Ale przed jakąś imprezą po godzinie 16 przyszedł Brylu i pozmieniał nam brzmienia na stole na ”bardziej pankowe”, jak to określił. Tak oto cała robota w pizdu! Powstał taki pankowy Cannibal Corpse 🙂
Materiał z tej sesji nagraniowej miał zostać wydany prze Loud Out Records. Niestety. Wydawnictwo przestało istnieć, a wraz z tym zniknęła szansa na wydanie tego materiału. Nikt więcej nie był zainteresowany wydaniem tych nagrań ?
Z nieba do piekła, tak wyglądała nasza przygoda (krótka) z LOUD OUT. Po tym zeszło z nas powietrze, chyba jeszcze ja próbowałem gdzieś rozsyłać kasety i szukać zainteresowania innych wytwórni ale podskórnie czułem, że chyba nasz czas dobiegł końca.. Gwoli sprostowania, ten materiał otworzył nam drzwi właśnie do LOUD Out. Kontrakt z Andrzejem Mackiewiczem miał nam zagwarantować sesję w studio i wydanie debiutanckiego albumu. Także od strony koncertowej zanosiło się super, bo w perspektywie był występ w następnej Metalmanii. Rysowała się przed nami świetlana przyszłość. Koniec Loud Out spadł na nas jak grom z jasnego nieba.
Nagrania zespołu Abberation po wielu latach zostały wydane przez Psyche Records. Osobiście uważam, że to mega fajna pamiątka, ale również po tylu latach nie straciły na świeżości i przyjemnie się ich słucha. Skąd pomysł i kto wyszedł z inicjatywą, żeby przypomnieć Abberation w formie CD ?
Pomysł wydania Massacre…na cd zrodził się już na początku 2012 roku. Zadzwonił do mnie Wojtek Kruchy Stasiak z pytaniem, czy byłbym tym zainteresowany. Oczywiście byłem na tak. Jednak temat jakoś umarł własną śmiercią. Dopiero w 2015 czy 2016 powrócił i tym razem, dzięki Robertowi z Wydawnictwo Psycho, wszystko, co nagraliśmy jako Aberration, ujrzało światło dzienne w postaci CD.

Opowiedz mi proszę o momencie w którym Abberation przeszło transformację i stało się Hope I ? Czy doszliście do wniosku, że death metal stracił już na popularności i postanowiliście zacząć grać w bardziej popularnym stylu w tamtym okresie jakim być HC ?
To nie wynikało z tego, że goniliśmy za popularnością. Przeciwnie, graliśmy niszową muzykę. Ja nigdy nie podchodziłem do tego w taki właśnie sposób. Zawsze chciałem grać to, co czuję i lubię. Nienawidziłem sztuczności, pozy, gwiazdorstwa, co było dosyć często spotykane. Jedynym powodem było to, że straciliśmy dalszą motywację do grania. Rozstaliśmy się w pełnej zgodzie, podziękowaliśmy sobie za te kilka lat gry, wypiliśmy kilka piw i było po sprawie. Aberration był już przeszłością. Jak się okazało, nasza rozłąka nie trwała zbyt długo, bo chyba już kilka tygodni później zadzwoniłem do Huberta z propozycją założenia nowej kapeli. On miał taki sam zamiar, więc jakoś telepatycznie się ściągnęliśmy myślami. Dobili do nas Lisek i Rafał Borycki na bass. Hubert zajął się obsługą gitary i mikrofonu. O ile mnie pamięć nie myli, było to wiosną 1996 roku. Ale mogę się mylić. Nazwaliśmy się HOPE INDUSTRY, potem nazwę skróciliśmy do HOPE I. Chcieliśmy tworzyć muzykę nadal ciężką, ale w żadnym stopniu nie chcieliśmy się zamykać w ramach gatunkowych. Pełna swoboda. Jeżeli coś nam się podobało, graliśmy to nie zastanawiając się, czy to pasuje czy nie. Scena metalowa zaczęła nas dusić, uwierać. Ja widziałem tam wiele pozerstwa, konserwatyzmu, a nawet pewnej sztuczności. To samo czuli chyba pozostali.

Możesz opowiedzieć o okresie funkcjonowania zespołu i o koncertach które graliście jako Hope I ? Ja kojarzę tylko Wasz koncert w auli Jagiellonki. Gdzie jeszcze występowaliście w czasie funkcjonowania Hope I ?
Z Hope I nie zagraliśmy zbyt wielu koncertów. Ten koncert z Jagiellonki mam nagrany na video, zresztą chyba Ci go udostępniłem? Fajnie się wtedy grało, Cichy bardzo dobrze nas wtedy nagłośnił jak na tamtejsze warunki. Tylko Hubert był taki lekko… spięty 😉
Z zespołem Hope I nagraliście materiał, który ostatecznie znalazł się na kasecie magnetofonowej. Opowiedz proszę o tym materiale. Gdzie został nagrany ?
Materiał, który został wydany na kasecie „Feeling”,, nagrywaliśmy w czasie dwóch sesji w lutym i grudniu 1997. Zarejestrowaliśmy go w Sokołowie Podlaskim a realizatorem był Radosław Świderski. Każda sesja trwała ok.10 godzin i kosztowała nas sporo wysiłku, bo zaczynaliśmy od razu po wyjściu z samochodu i tego samego dnia wracaliśmy do domu. Byliśmy wykończeni.
W którym roku zespół przestał funkcjonować ? Co było tego powodem ?
Wydaje mi się, że było to gdzieś na początku 1999 r. Wcześniej rozstaliśmy się z Hubertem i Rafałem, którzy woleli skupić się na nowym projekcie, czyli Lao Che. W nowym składzie zrobiliśmy kilka numerów, próby odbywały się w dywanowni w Petropolu. Prawdę mówiąc, ja miałem już chyba dosyć grania.

Czy po przygodzie z Abberation i Hope I grałeś jeszcze w jakimś bandzie ?
Hope I. był ostatnim bandem w którym grałem. Bodajże w 2001 roku sprzedałem perkusję i to był definitywny koniec mojej muzycznej, scenicznej przygody.
Z tego co opowiadałeś podczas którego z naszych spotkań na wiele lat zupełnie straciłeś zainteresowanie muzyką ? Miałeś już przesyt ? Czy inne rzeczy zaczęły Ciebie bardziej interesować ?
Zainteresowania muzyką nigdy nie straciłem, bo muzyka była i jest dla mnie ważną dziedziną życia. Nie ma dnia, żebym czegoś nie posłuchał. Przestałem po prostu obserwować to, co się działo w metalu a całą swoją uwagę skierowałem na rap i hip-hop. Rozkochałem się szczególnie w brzmieniu z Zachodniego Wybrzeża, czyli Gangsta Rap. Całymi dniami słuchałem Tupaca, Dre, Snoopa, Bone Thugs-N-Harmony i wielu mniej znanych raperów. Uwielbiałem też Nas’a, Wu Tang Clan. Dla mnie było to wszystko czymś innym, nowym. W 2000r poznałem Tomka Chadę, mieszkał w Płocku przez rok i sporo czasu razem spędzaliśmy. Często on i jego żona, Kaśka, gościli nas w swoich progach, Chada wtedy nic nie brał i nie pił, chciał się odciąć od wcześniejszego życia. Niestety, po roku wrócił na złą drogę, ale ja wspominam go bardzo dobrze. Wracając do obecnych czasów, znowu w żyłach płynie metal, chociaż oczywiście nie ograniczam się tylko do tego gatunku. Moje spektrum zainteresowań muzycznych jest bardzo szerokie.
Jak wspominasz muzyczne lata 90te w Płocku ? Jak wyglądała organizacja koncertów ? Czy zespoły sobie pomagały ?
Początek lat 90tych to był szalony czas. Pamiętam przeglądy w MDK, problemy ze sprzętem, salą do prób. Koncerty były raczej rzadkością, fanów takiej muzyki też nie było widać za bardzo. W zasadzie znało się większość takich osób. Na przełomie lat 80/90 mając długie pióra i nosząc ramoneskę, musiałeś mieć twarde pięści, bo często wypady do miasta z dzielni na piwo kończyły się awanturą. Takie były czasy niestety… Całe dnie przesiadywaliśmy albo w barze Tango na Kwiatka albo przy SDK’u. Tematów do rozmów nigdy nie brakowało. To były czasy bez komórek, internetu i reszty tego gówna, które teraz tak łatwo dzieli ludzi.
Które płockie bandy wywarły na Ciebie największe wrażenie w tamtym okresie ?
Żadne. Miałem setki kaset z całego świata i tym się zasłuchiwałem. Nie obserwowałem lokalnej sceny. Ze sceny krajowej jedynie kilka kapel bardzo ceniłem. ROTTING HEAD, DAMNABLE, BETRAYER, ARMAGEDON czy VADER. Ja skupiałem się na tym, co działo się za granicą. To były najlepsze czasy dla Death Metalu, bo w latach 1989-1993 wyszły chyba najlepsze płyty w tym nurcie, bez dwóch zdań.
Wiem, że obserwujesz to co dzieje się na naszej lokalnej scenie ? Które zespoły współcześnie funkcjonujące uważasz za najciekawsze ? Dlaczego akurat te ?
Przez te pandemiczne 2 lata nieco wyleciałem z obiegu, rzadko pojawiam się teraz na koncertach. Ten czas zweryfikował wiele spraw i osób. Na pewne sytuacje pozwolił mi otworzyć oczy. Z lokalnych ekip na pewno PARH, CONCATENATION, SCHROTTERSBURG. Trzymałem kciuki za chłopaków z Black Mad Lice żeby znaleźli dobrą wytwórnię, bo na to zasłużyli. Nie wiem, jak się dalej potoczyły ich losy. Wiem, że Zało bębni w jakiejś nowej kapeli. Z krajowego podwórka 71TONMAN, O.D.R.A., LEGALIZE CRIME, ANTIGAMA, ORPHANAGE NAMED EARTH, DEATH CRUSADE, BLACK SMOKE, SCHISMOPATHIC. Tak jak kiedyś, bardziej koncentruję się na tym, co się dzieje za granicą (a dzieje się dużo).
Pytanie na koniec. Jakie są Twoje ulubione płyty, które kiedykolwiek powstały w naszym mieście ? Dlaczego akurat te ?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Nie wiem, czy takie po prostu istnieją. Ale powiem Ci jedno. Jest taka płyta, która dużo czasu spędza w moim odtwarzaczu ostatnimi czasy. Nazywa się OM SHANTI OM. Jest doskonała. Jeśli jeszcze jej nie słyszałeś, koniecznie musisz to nadrobić.
Na koniec bardzo dziękuję za ten wywiad i możliwość powrotu do tamtych lat. Moja pamięć jest dziurawa jak sito, ale mam nadzieję, że nie pokręciłem zbytnio przytaczanych dat. Wydaje mi się, że to wszystko było tak niedawno, a za chwilkę będzie już prawie 30 lat od wydania naszej kasety „Massacre On The Earth”. Ciężko mi w to uwierzyć….