Cantor cum cithara

Mateusz "Shnapps" Koziorowski, fot. Robert Grablewski
Mateusz "Shnapps" Koziorowski, fot. Robert Grablewski

Gościem dzisiejszej rozmowy jest wokalista oraz gitarzysta, który aktywnie działa na naszej lokalnej scenie od blisko 20 lat. Oprócz działalności scenicznej, zajmuje się również realizacją, nagrywaniem oraz miksowaniem płyt (co mu na prawdę świetnie wychodzi), a także tworzy klipy muzyczne i plakaty koncertowe. Swoją muzyczną przygodę rozpoczął od… audiencji u “papieża polaka” 😉 Jednak to spotkanie nie zrobiło na nim takiego wrażenia jak to z Jakubem “Kosą” Kossakowskim, z którym założył zespół Vat 69.

Zapraszam do rozmowy z Mateuszem “Shnappsem” Koziorowskim.

Cześć Mateusz. Jeszcze nie mieliśmy okazji porozmawiać na łamach PSR, więc tym bardziej cieszę się, że udało się nadrobić tą zaległość i przedstawić Twoją postać czytelnikom.

Cześc Krzysiek, bardzo dziękuję za zaproszenie i na wstępie bardzo Cię przepraszam za tak późne odpowiedzi na pytania, roboty od cholery i czasu coraz mniej.

Przenieśmy się zatem do odległych czasów 🙂 Dawno dawno temu mały Mateusz usłyszał pierwsze melodie w radio (lub w telewizji) i tak zaczęła się jego przygoda z muzyką 🙂 Czego słuchałeś będąc „małolatem” ? Jakie jest Twoje najwcześniejsze wspomnienie związane z muzyką ?

W zamierzchłych czasach, takich najbardziej, moim najwcześniejszym wspomnieniem jest muzyka puszczana przez mojego tatę. Siłą rzeczy byłem zmuszony do słuchania tego, co on, hehe. A były to płyty Led Zeppelin, Black Sabbath, Deep Purple, Uriah Heep, czyli głównie lata 70te i złote czasy hard rocka. Pojawiały się też rzeczy nowsze, z lat 90-tych i do dziś dzięki ojcu mam zaszczepioną miłość do takich zespołów jak Cranberries, Nirvana. Ale sam zabrałem się za słuchanie rockowej muzyki dość późno, bo pod koniec gimnazjum, na początku liceum, czyli w latach 2003-2004.

mały Mateusz “Shnapps” Koziorowski, fot. archiwum rodzinne Mateusza Koziorowskiego

Czy była jakaś konkretna kapela, która wywarła na Tobie na tyle duże wrażenie, że postanowiłeś sam nauczyć się grać na instrumencie muzycznym ?

Zdecydowanie tak i była to Metallica. Przez bardzo długi czas byłem w nich niepoprawnie zakochany i ciężko było mi słuchać kogoś innego, hehe. Ale tak, thrash metalowcy z Bay Area mocno mnie zainspirowali do nauczenia się grać na gitarze i będę miał do nich ogromny sentyment już do końca życia.

Jakie są Twoje najwcześniejsze wspomnienia związane z płocką sceną rockową ? Pamiętasz swój pierwszy koncert na którym byłeś ? Co to było ?

Pierwszym koncertem, na który poszedłem tak mocno świadomie, była impreza na placu Włodkowica. Zagrało Acid Drinkers (wtedy z Lipą na gitarze) jako headliner, a przed nimi wystąpiły składy Orbita Wiru, None i nasz płocki hord NOB. Nie byłem wtedy tego oczywiście świadomy, kto to gra, kim są ci ludzie, ale jak sięgam pamięcią to bardzo na mnie wywarło wrażenie, że można tak nisko stroić wiosła.

Porozmawiajmy w takim razie o sprzęcie z tamtych czasów 🙂 Czy pamiętasz swoją pierwszą gitarę, wzmacniacz, kostkę etc. od których zaczynałeś swoją przygodę muzyczną ? Gdzie wtedy kupowało się sprzęt ?

Pierwszą gitarą, na jakiej uczyłem się grać, był klasyk Defila, na który próbowałem zakładać metalowe struny, co niezbyt dobrze skończyło się dla mostka. Pamiętam jak wymyśliłem nawet do niego przester – brałem dyktafon, podłączałem do niego słuchawki i sam dyktafon układałem z tyłu pudła rezonansowego. Przysięgam Ci, brzmiało to jak Mesa Boogie! Może wrócę do tego patentu, zamiast wydawać tyle na kostki.

Pierwszym zespołem z którego Ciebie kojarzę był zespół Vat 69, ale mogę się założyć o duży Club Mate, że wcześniej próbowałeś już w innych formacjach. Możesz opowiedzieć o nich ?

I byś wygrał zakład. Vat Six Nine było moją drugą kapelą, ale taką naprawdę pierwszą przygodą z muzyką był… chór Pueri Cantores Plocenses. Byłem z pierwszego naboru z 1998 roku, gdy Anna i Wiktor Bramscy chodzili po szkołach podstawowych i przesłuchiwali dzieciaki. I tak śpiewałem w nim przez 9 lat, od soprana w wieku chłopięcym do barytona w latach nastoletnich. Zjechaliśmy kawałek Europy, Włochy, Watykan, Niemcy, Francja, Ukraina, Litwa, Łotwa. Mieliśmy nawet audiencję u Papieża Polaka, moja babcia do dziś ma to zdjęcie powieszone u siebie w pokoju. Ale tak całkiem serio, to śpiewanie w Pueri Cantores Plocenses nauczyło mnie mnóstwa rzeczy o emisji głosu, co do dziś przekładam w nieco agresywniejszym śpiewie. Jestem za to ogromnie wdzięczny.

chór Pueri Cantores Plocenses pod Łukiem Triumfalnym (Paryż 2002), fot. dzięki uprzejmości Mateusza Koziorowskiego

Zaś pierwszy zespół przed Vat Six Nine nazywał się NothinG (naprawdę tak to pisaliśmy, przepraszam), w składzie Łukasz Kłopotowski (gitara), Piotr Wojnowski (gitara), Piotr Bieńkowski (bas) i Artur Woźniak (perkusja). Pierwsze próby w życiu gdzie czuło się głośność perkusji, gitar, basu, czuliśmy że robimy coś niesamowicie unikatowego, czego nikt nie grał. W rzeczywistości próbowaliśmy kopiować inny zespół, Hunter, mieliśmy nawet skrzypka (pozdrawiam Konrada Chlewińskiego, jeśli to przeczyta), brzmienie i numery nie były unikatowe, a po pierwszym koncercie to najchętniej bym zapadł się pod ziemię. Ale była to pierwsza przygoda, zabawa i mimo, że nie włączam sobie tych kawałków dla frajdy, to raz na jakiś czas wracam i sobie myślę “o borzu”. Przy tym, jak dziś startują młode składy, jaki mają poziom, to po prostu nie mogę wyjść z podziwu, jak chujowi byliśmy ? W tamtym okresie poznałem też właśnie Mariana i Śmigacza, bo próbowaliśmy w sali The Thorn jakis czas na Rembiela.

zespół NothinG (2006), fot. dzięki uprzejmości Mateusza Koziorowskiego

Jakie było Twoje pierwsze doświadczenie związane z nagrywaniem płyty w studio ? Pamiętasz swoją pierwszą sesję nagraniową ? Gdzie to było ? Kto był realizatorem ? Z jakim to było bandem ? Sprzedaj jakąś ciekawą historię ?

Pierwsza przygoda w regularnym studio – było to nagranie płyty The Nameless “Unnamed Reflections” w studio State Of Sound z Adrianem Owsianikiem za konsoletą. Nagrywałem wokal i zupełnie nie wiedziałem czego się spodziewać, bo do tej pory nagrywane EPki Vat Six Nine były w domu naszego znajomego Piotra Szatkowskiego. Także stres był spory. Oczywiście zupełnie niepotrzebny, raz, że Adrian jest praktycznie moim rówieśnikiem, dwa że był to mega utalentowany człowiek i stworzył mega kumpelską atmosferę w studiu, w którym nota bene nocowaliśmy. Popełniłem wtedy też mocny błąd. Nagranie wokalu podzieliliśmy na dwa dni. I na pierwszy dzień postanowiłem nagrać partie krzyczane. Drugiego dnia gardło było na tyle zmęczone, że bez syropu ani rusz, ale studio było położone w miejscowości Wereszczyn (Lubelskie), do którego daleko było do większych miejscowości, także pozostała woda. Ale jakoś się udało, choć dziś bym to nagrał inaczej.

zespół The Nameless (2010), fot. dzięki uprzejmości Mateusza Koziorowskiego

Pojawił się temat zespołu Vat’69. Napisz proszę jak rozpoczęła się Twoja przygoda z tym zespołem i dlaczego w pewnym momencie postanowiliście zawiesić działalność ?

Przygoda rozpoczęła się, gdy po rozwiązaniu pierwszego zespołu NothinG (znów pisownia oryginalna) rok nie grałem w żadnej kapeli. Podbiłem wtedy do Artura, z którym grałem w NothinG “hej, może pogramy coś?”. Zaczęliśmy szukać ludzi. Na wokal wzięliśmy na początku Kubę Milszewskiego (później redaktor m.in. Top Guitar, dziś szczęśliwy ojciec i basista gdańskiego Perpetural, bardzo Cię pozdrawiam), a na gitarę szukaliśmy człowieka na ówczesnym portalu społecznościowym Grono. Odezwał się do nas Kuba Kossakowski, który jak się okazało nigdy wcześniej nigdzie nie grał. Zgadaliśmy się na próbę i zażarło. Potem się okazało, ze Kuba to syn Tomka Kossakowskiego z Medusy, co zrobiło na mnie niemałe wrażenie wtedy. Kuba wciągnął na bas swojego znajomego Kubę Wojtkiewicza. Chwilę później przejął też wokal, bo Kuba Milszewski (zespół Jakubów) wyjechał na studia do Trójmiasta i nie dałby rady poświęcić czasu na kapelę. Nagraliśmy w tym składzie pierwszą EPkę, po niej na bas wskoczył znowu nowy Kuba, tym razem Janiszewski, poszła druga EPka, koncerty. Kossa zaczął w międzyczasie śpiewać w Black Mad Lice, ale niezależnie od tego nasze drogi się rozeszły. Zastąpiłem go na wokalu, na drugą gitarę wskoczył Łukasz Szermeta. Nagraliśmy tak kolejne EPki, pograliśmy koncerty. Mam wrażenie, ze się rozpisałem biograficznie, więc do sedna. Działalność zawiesiliśmy przez klasyczne wyczerpanie i zmęczenie materiału ???? Nie mieliśmy już funu, ani koncepcji na dalsze granie, więc po prostu daliśmy sobie spokój. Ale było fajnie.

zespół Vat 69 + Michał Kublik chwilę po koncercie zespołu na “Rockowych Ogródkach” przy klubie Rock 69 w Płocku (2009), fot. dzięki uprzejmości Mateusza Koziorowskiego

Kolejnym bandem był Concatenation ? Jednak tutaj porzuciłeś gitarę i zająłeś się „obsługą mikrofonu” ? Miałeś dosyć już gitary ?

Zanim pojawiło się Concatenation, musze wspomnieć też o składach The Nameless, gdzie zastąpiłem ich ówczesnego wokalistę. Pograliśmy parę fajnych gigów, nagraliśmy płytę, ale też się sypło. Do tego Hard To Believe, gdzie też wskoczyłem za Tomka Gembarowskiego. Przygoda krótka, ale bardzo intensywna na próbach i w studio FreezeArt (becnie Studio u Marchewy) Marcina Mackiewicza i koncert w Rock 69. Teleskop, ja wciąż czekam aż jeszcze pogramy ????

Concatenation pojawiło się w 2012 roku, do mnie i Sebastiana Tarczyluka (graliśmy razem w Hard To Believe) odezwał się Śmigacz, czy chcemy połoić śmierć metal. Ja się zgodziłem, bo dla mnie Śmigacz i Marian to były legendy, The Thorn i w ogóle. Ale odpowiadając na pytanie – gitary miałem dość z wokalem wtedy ???? no nie lubię tego łączyć.

zespół Hard To Believe (2011), fot. dzięki uprzejmości Mateusza Koziorowskiego

Opowiedz proszę o genezie powstania zespołu Concatenation oraz o płytach, które nagraliście pod tym szyldem ? Gdzie i jak zostały one nagrane ? Jak je odbierasz dzisiaj ?

Genezę to najpewniej opowie Ci Marian lub Śmigacz, z mojej strony to odpowiedź na zaproszenie na próby i tak do dziś mi mówią, bym był na próbie, ale czasem mnie nie ma ???? Wszystkie nasze nagrania zostały zarejestrowane w Klon Studio u Andrzeja Kamińskiego. Andrzej już nas dobrze zna, może za dobrze i wie czego się spodziewać. My również, dlatego tak długo współpracujemy ???? No co mogę powiedzieć, fajny ten materiał, ale wokal chujowy.

W ostatnim czasie w zespole nastąpiły duże zmiany personalne. Możesz opowiedzieć o tym, skąd się bierze taka rotacja w Waszym bandzie ? Alkohol, narkotyki, kłótnie ? ????

Narkotyki? Nie znam, nagrali coś fajnego?

Do składu w zeszłym roku dołaczył do nas Piotrek Śmigielski, podobno ma jakieś rodzinne powiązania z Marianem, ale to trzeba go dopytać, nie mam dowodów na to. Wskoczył za Rafała Strzemiecznego, który bębnił u nas od pierwszego koncertu, do ostatniej EPki, więc w sumie nie ma nawet dowodu fonograficznego, że Piotrek u nas gra. Rafał, będac w każdej kapeli w tym mieście (KAŻDEJ) chyba potrzebował okienka i dał sobie spokój. Razem z nim odszedł Krzysiek Bednarski, tutaj zawodowo i rodzinnie potrzebował pewnie czasu. Albo nas po prostu już nie lubił. No i za Krzyśka na gitarę wskoczył poczatkowo Robert Bojarski (Zachlapany Szczypior, Likantropia) z Włocławka. Po czasie niestety logistyka okazała się zbyt uciążliwa i nie dałby rady być regularnie u nas na próbach, dlatego po przyjacielsku się pożegnaliśmy.

I mamy teraz na gitarze Konrada Zielińskiego, gitarzystę z Prey Of Monsoon. Chłopak jest turbo utalentowany, potrafi opanować numer zanim Marian mu pokaże. Serio, trwa to chwilę.

zespół Concatenation (2013), fot. dzięki uprzejmości Mateusza Koziorowskiego

Kilka lat temu powstał kolejny zespół z Twoim udziałem – Leshy ? Jak doszło do Waszej współpracy ? No i znowu chwyciłeś za wiosło… !

A grałem sobie w domu różne pomysły, które chowałem do szuflady. Pokazywałem je kilku przyjaciołom, m.in. Piotrkowi Śmigielskiemu. On zasugerował byśmy może coś nagrali jako kooperacyjny duet. No to napisałem pod to specjalnie numer. Potem drugi. Potem trzeci. Czwarty. Hmmm. No i tego materiału zrobiło się już wiecej niż cztery i pomyślałem, że może byśmy złożyli z tego pełny skład. Podbiłem do Kuby Janiszewskiego z Vat Six Nine, czy pogra na basie. Zgodził się. Podbiłem do Mikołaja Tytmana (gitara i wokal Underage), czy pogra na gitarze. Zgodził się. I na wokal podbiłem do Kuby Kossakowskiego, z którym przez dobre 6 lat nie miałem bliższego kontaktu. Spotkaliśmy się na piwku, pogadaliśmy co u kogo słychać i rzuciłem propozycję. Zgodził się. I tak gramy sobie do dziś, już w nieco innym składzie, bo za Mikołaja wskoczył teraz Mateusz Waśkiewicz, który wniósł sporo nowego spojrzenia na muzę. Mam nadzieję, że niedługo coś nagramy w tym składzie.

zespół Leshy (2017), fot. dzięki uprzejmości Mateusza Koziorowskiego

Ostatnimi czasy sam udzielasz się jako realizator dźwięku. Skąd się wzięła u Ciebie ta pasja ? Czy doszedłeś po prostu do wniosku „kurwa szkoda kasy na studio, sam to potrafię zrobić” ?

Haha, nie no, aż tak źle to nie… Bardzo chciałem móc nagrywać pomysły w domu do kapel. Pierwsze próby podłączania gitary do wieży skończyło się spaleniem kolumny (przepraszam tato, to ja). Potem odkryłem, że można nagrywać na komputerze, więc podłączałem się z moim malutkim multiefektem i już wiedziałem że tak będę nagrywał płyty. Oczywiście szybko wyprowadzono mnie z tego błędu. Po kilku latach zakupiłem pierwszy interfejs, odkryłem świat wtyczek VST, symulacji wzmacniaczy, kolumn i wsiąkłem. Internet okazał się również skarbnicą wiedzy, mam na Youtubie oddzielną playlistę, gdzie wrzucam różne tutoriale realizatorów. Jest to dla mnie frajda, bo możliwość nagrania tak szkicu kawałka kapeli i opracowywanie go potem w sali oszczędza mocno czas. A że można jeszcze nagrać materiał na płytę, no, to też fajnie.

Oprócz realizacji zajmujesz się też grafiką. Ogólnie Twoje zainteresowania mają szeroki zakres. Tworzysz również klipy muzyczne. Czy możesz powiedzieć co daje Tobie zagłębienie się w tej formie artystycznej ?

Zmęczenie materiału ? serio, ostatnio jestem strasznie przebodźcowany, że musiałem mocno ograniczyć prywatne zlecenia. Od już dziesięciu lat właściwie, poza pracą na etacie grafika, łapałem się prywatnych projektów komercyjnie (czasem tez niekomercyjnie, ale csiii) i chyba mózg zaczął się buntować. Także wszystkich, którym ostatnio odmówiłem – przepraszam! Ale poza tym – no daje to satysfakcję i to nie małą, jak efekt złapie dobry feedback i sam jestem zadowolony. Grafika i klipy muzyczne się uzupełniają jeśli chodzi o formę tworzenia, bo często sam projektuje elementy do wideo. Lubię to robić, lubię się w tym rozwijać. Tym bardziej fajnie mi się współpracuje z innymi twórcami, Rafałem Strzemiecznym, Maćkiem Czerwińskim, którzy rysują piękne rzeczy, ale także w moim obecnym zespole graficznym w pracy – Mariuszem Stelągowskim i Piotrkiem Stąpórem.

Przez jakiś czas mieszkałeś w Warszawie, gdzie pracowałeś zawodowo. Ostatnimi czasy przeprowadziłeś się do rodzinnego Płocka, no i zacząłeś pojawiać się znowu na koncertach. Opowiedz proszę jak postrzegasz obecnie kondycje płockiej sceny rockowej ? Czy są zespoły (oczywiście oprócz tych w których się udzielasz ;)), które wywarły na Tobie duże wrażenie ? Które to bandy ? Co Ciebie w nich urzekło ?

Bardzo się ciesze, że mimo pandemii, nie ma ofiar w zespołach. Ci co grali przed pandemią grają do dziś. Szacun i mam nadzieję, że to się nie zmieni. Ba, pojawili się nowi gracze, więc też fajnie (Zdziry, na Was patrzę). Zaś jeśli chodzi o bandy, które mnie najbardziej jarają u nas, to Varnheim – wypuścta w końcu ten album; Schröttersburg – to co odjaniepawliliście na pierwszym popandemicznym koncercie – czapki z głów; Baalberith – wpierdol bez rozdrabniania się; Rigor Mortiis – widziałem tylko raz na żywo w POKIS i mnie rozwalili; Lao Che – uwielbiam od Guseł, a koncertowo mistrzostwo świata, Prey Of Monsoon – oby zawojowali sceny w Polsce i poza nią; Spectral Drug – Patryk, nagrywaj więcej; The Old Crone – uwielbiam to jak się rozwijają, jak się zmieniają, jednocześnie będąc spójnymi w tym wszystkim; Black Mad Lice – jeden z niewielu hordów, które naprawdę miały potencjał eksportowy w naszym mieście.

Przez ponad 40 lat istnienia muzyki rockowej w Płocku, powstała wiele „płockich płyt”. Które z nich, nagrane przez płockie kapele uważasz za najciekawsze, a może nawet inspirujące ? Czy możesz uzasadnić swój wybór ?

Nie lubię takich zestawień, bo to jest mocno aktualizująca się sprawa zależna od miejsca, czasu, odbioru, także jak to dziś napisze, jutro może być inaczej. Nie no, bez przesady, najwcześniej za rok pewnie. Także na obecną chwilę:

Lao Che “Gusła” – bo to po prostu magiczny album.

Black Mad Lice “Divine Touch” – same hiciory w melodic death metalowej stylistyce

Schröttersburg “Ciało” – nie powiem Ci czemu, bo w piórka obrośniesz. ????