O pięciu chłopakach i jednej dziewczynie

zespół Dla Kasi, fot. dzięki uprzejmości Jaśka Adruszkiewicza
zespół Dla Kasi, fot. dzięki uprzejmości Jaśka Adruszkiewicza

W chwili obecnej zajmuje się opracowaniem biografii „naszych” lokalnych bandów, których nazwa rozpoczyna się na literę D. W związku z tym postanowiłem przewertować trochę swoje archiwa, zawierające m.in. publikacje zarówno książkowe jak i prasowe, na temat lokalnych zespołów oraz zasięgnąć informacji u znajomych na temat w/w formacji, które grały kiedykolwiek w Płocku. W taki oto sposób udało mi się poczynić do tej pory biografie: d.s.t., Dobry Wieczór, Dobra Nasza oraz Doctors. Oczywiste dla mnie jest, że oprócz wspomnianych przeze mnie zespołów, działała w Płocku cała masa innych bandów (na literę D), do który staram się dotrzeć i je bliżej poznać. O ile nie jest problemem skontaktować się z młodymi zespołami, które działają obecnie, albo funkcjonowały już w tym wieku w Płocku, o tyle zespoły działające w latach 1960-1990 to już dla mnie czarna magia. Jednak w tym temacie mogę liczyć na znajomych, którzy pamiętają ten okres oraz zespoły wtedy grające i tzw. sposobem „po nitce do kłębka” dotrzeć do muzyków aktywnie uczestniczących, a zarazem tworzących w tamtym czasie lokalną scenę. W ten sposób udało mi się dotrzeć oraz spotkać z muzykami formacji Dla Kasi, zespołu, który funkcjonował w naszym mieście w latach 1986-1994. Tutaj muszę serdecznie podziękować Jakubowi „Kosie” Kossakowskiemu, który dał mi namiary na swojego… tatę – gitarzystę wspomnianego bandu, a on zaaranżował spotkanie z pozostałymi członkami zespołu (brakowało tylko wokalisty – Marka “Jeziora” Jeziorski).

Rozmowa dotyczyła przede wszystkim wspomnianego zespołu. Chłopaki opowiedzieli m.in. w jakich okolicznościach zawiązał się band, o genezie nazwy i przerwie w graniu na „uregulowanie” obowiązku wobec ojczyzny, oraz o wspólnej trasie z megagwiazdą z tamtego okresu – zespołem IRA. Oczywiście rozmowa często zbaczała z obranej ścieżki, pojawiały się tematy poboczne (ale związane również z płocką sceną). Po powrocie do domu postanowiłem przesłuchać naszą rozmowę i po zgraniu materiału z dyktafonu na komputer okazało się, że nazbierało się tego ponad 2,5 godziny (od razu w mojej głowie pojawiła się myśl: ,,kiedy ja to wszystko ogarnę?”). Postanowiłem, że wyciągnę kwintesencję naszej rozmowy, którą przedstawiam poniżej.

Zapraszam do lektury

Cześć Panowie. Dzięki serdecznie za zaaranżowanie dzisiejszego spotkania :). Pretekstem do naszej rozmowy jest zespół Dla Kasi, w którym wszyscy dzisiaj zgromadzeni graliście, ale również, mam taką nadzieję, że poszerzycie moją wiedzę i zapoznacie ze środowiskiem muzycznym Płocka w latach 80tych i początku lat 90tych. Zacznijmy więc od zespołu Dla Kasi. Co możecie powiedzieć mi (jako laikowi, który nic a nic nie zna twórczości tego bandu) o tym zespole ? Kiedy powstał, kto go tworzył etc. ?

Tomek „Kosa” Kossakowski: Rozmawiałem wczoraj z chłopakami przygotowując się do tej rozmowy i wspólnie ustaliliśmy, że zespół Dla Kasi powstał w 1986 roku. Zaczęliśmy grać w składzie, Ja, Zbyszek Żuk, Mariusz Sokołowski, Cichy (Wojtek Cichocki) oraz Bąbel (Irek Bukowski), który był bardzo ważną postacią zespołu Dla Kasi. Właśnie od jego ówczesnej dziewczyny wzięła się nazwa naszego bandu. Jednak niedługo potem Bąbel poszedł do wojska, a miłość z Kasią nie przetrwała tej rozłąki. Jednak nazwa którą obraliśmy na początku pozostała.

po lewej Bąbel (Irek Bukowski) od którego ówczesnej miłości wzięła się nazwa zespołu Dla Kasi, po prawej Jasiek (Jan Andruszkiewicz), fot dzięki uprzejmości Jaśka Andruszkiewicza

Zbyszek Żuk: Ja sobie przypominam, że nawet przez pierwsze dwa tygodnie funkcjonowania zespołu nazywaliśmy się For Kate, ale chwilę później stwierdziliśmy, że nie, to bez sensu i stanęło na tym, że pozostaliśmy przy nazwie Dla Kasi.

Przypominam sobie jeszcze jedną historię, która dotyczy nazwy naszego zespołu. Graliśmy koncert, bodajże w płockim kinie Przedwiośnie, przez zespołem T. Love Alternative. Pamiętam, że byli wtedy na mega topie i kiedy skończyliśmy nasz koncert, podszedł do nas Muniek Staszczyk (wokalista T. Love przyp. autor) i powiedział do nas coś w tym stylu: „słuchacie chłopaki, super gracie i w ogóle, ale co to za nazwa ?”. Jakoś nie pasowało mu to do muzyki którą graliśmy (śmiech)

Tomek „Kosa” Kossakowski: Pamiętam jeszcze jak Maciej Orłoś na festiwalu w Jarocinie, zapowiadając nasz koncert, specjalnie zaznaczył, że za chwilę wystąpi zespół, posiadający bardzo oryginalną nazwę.

Pojawiło się słowo Jarocin. Możecie powiedzieć coś więcej o występie na tym festiwalu ? W którym roku to było ?

Wojtek „Cichy” Cichocki: W tym momencie nie potrafię sobie przypomnieć, który to był rok, ale to było wtedy, kiedy była ta słynna zadyma (1993 rok, przy. autor), podczas której zburzono małą scenę. My graliśmy właśnie na tej małej scenie.

Tomek „Kosa” Kossakowski: Krzysiek spójrz na moją twarz. Ta blizna, którą widzisz to jest właśnie „pamiątka” po festiwalu w Jarocinie.

Wróćmy jednak do roku 1986 czyli do samych początków funkcjonowania zespołu Dla Kasi ? Co graliście w tamtym okresie ? Jak byście określili muzykę z początków działalności zespołu ?

Tomek „Kosa” Kossakowski: Zespół Dla Kasi był bandem, który był bardzo mocno „upaćkany” w bluesie. My ze Zbyszkiem od samej szkoły podstawowej byliśmy zakochani w bluesie i chcieliśmy grać taką muzykę.

Zbyszek Żuk: Tutaj muszę się wtrącić za przeproszeniem i przytoczyć bardzo istotny fakt, to była chyba 6sta lub 7ma klasa podstawówki, kiedy spotkaliśmy się u Mariusza Sokołowskiego w domu i pierwszy raz usłyszałem wtedy debiutancką płytę Led Zeppelin. Chłopaki powiedzieli mi: „Zbyszek, to jest blues”. Jak usłyszałem dźwięki sączące się z tej płyty, to po prostu się rozpłakałem. Dla mnie to był jakiś kosmos. To co wyrabiał Robert Plant to było coś z innej galaktyki. To był taki swojego rodzaju zalążek, dzięki któremu wrosłem w tę stylistykę. Wtedy postanowiłem, że nauczę się śpiewać bluesa, ale nieudolnie mi to wychodziło, zresztą do dzisiaj mi to słabo wychodzi (śmiech). Rozumiem, czuję i wiem o co w nim chodzi, ale cały czas z mojej strony oceniam to jako mega amatorkę. Dodatkowym problemem było to, że oni (Led Zeppelin) śpiewali po angielsku. Jednak chłopaki powiedzieli, że nie mają z tym problemu, dali mi wiersz Ars Poetica – Leopolda Staffa i ja zacząłem to śpiewać.

Tomek „Kosa” Kossakowski: Takie były nasze początki. Niedługo potem, upomniała się o nas armia i musieliśmy odbyć obowiązkową służbę wojskową. Jednak do tego czasu zagraliśmy kilka koncertów.

zespół Dla Kasi, od lewej stoją: Żuk, Cichy, Jezior, Kosa, siedzi Jasiek, fot. dzięki uprzejmości Jaśka Andruszkiewicza

Czy zanim zrobiliście pauzę, na odbycie służby wojskowej poczyniliście jakieś nagrania utworów, które wtedy graliście ?

Tomek „Kosa” Kossakowski: Coś nagrywaliśmy. Pamiętam utwór „Witaj dniu”, w którym gościnnie grał Krzysztof Kralka na saksofonie. Kiedyś to miałem nawet na taśmie szpulowej, ale gdzieś się zapodziało.

A Wasze próby gdzie się odbywały w tamtym czasie ?

Tomek „Kosa” Kossakowski: W pierwszym okresie funkcjonowania bandu (zanim chłopaki poszli do wojska) próby odbywały się w ówczesnym Domu Kultury w Płocku, który znajdował się na ulicy Sienkiewicza.

Czy każdy z Was odbył obowiązkową służbę wojskową ?

Zbyszek Żuk: Mi udało się wymiksować z odbycia służby wojskowej. Wybroniłem się przez moje problemy z kręgosłupem. Jak mnie wzięli na komisję wojskową, zbadali, zmierzyli mi nogi, gość mówi do mnie „ubieraj się”. Stanąłem przed komisją i gość czyta z kartki „Zbigniew Żuk niezdolny do służby wojskowej, nawet w czasie zagrożenia wojennego…” i mówi mi, że jak się z tą decyzją nie zgadzam to mogę się odwołać. A ja mówię mu ”A mogę?”. Oni zaczęli się śmiać i jeden z nich mówi: „Nie dość, że hipis, to jeszcze nic nie kumający”. Kazali mi uciekać stamtąd i nie pokazywać się na oczy (śmiech).

Po powrocie z wojska kontynuowaliście przygodę z zespołem Dla Kasi ?

Tomek „Kosa” Kossakowski: Tak. I to jest w sumie właściwy okres funkcjonowania zespołu Dla Kasi. Wróciliśmy z wojska: Janek, Ja, Cichy i Jezior, a przez ten czas Zbyszek sobie siedział w Płocku i wojsko miał za przeproszeniem w dupie (śmiech). W tym czasie, kiedy my odbywaliśmy służbę wojskową, Zbyszek bardzo się rozwinął zarówno wokalnie jak i instrumentalnie. Dowiedział się m.in. co jest Van Halen (śmiech). Tak naprawdę po powrocie z wojska to właśnie Zbyszek nas namówił, żeby wrócić do grania i kontynuować przygodę muzyczną pod nazwą Dla Kasi.

Zbyszek Żuk: W tamtym okresie kiedy reszta chłopaków była w wojsku bardzo dużo ćwiczyłem na gitarze. Zapragnąłem, żeby grać w bandzie, grać koncerty, występować na scenie. Bardzo poważnie traktowałem te marzenie. Można w jakimś sensie powiedzieć, że czekałem na chłopaków. Nie mogłem doczekać się wspólnego grania. I kiedy wrócili z wojska można powiedzieć, że „ruszyliśmy z kopyta”.

Tomek „Kosa” Kossakowski: Jak wróciliśmy z wojska to Zbyszek był już przygotowany pod każdym względem. Miał długie włosy (śmiech), podarte ciuchy i przygotowany repertuar. Generalnie zaczął nas wychowywać, bo jak się wraca po 2ch latach z wojska to jest się w innym świecie. Byliśmy skonsternowani rzeczywistością i nie wiedzieliśmy nawet jak się zachować w codziennych sytuacjach.

od lewej: Jasiek, Jezior, Cichy oraz Żuk podczas koncertu w płockim Domu Kultury, fot dzięki uprzejmości Jaśka Andruszkiewicza

Jak już wspomnieliście po powrocie z wojska, rozpoczął się ten „właściwy” okres działalności zespołu. Gdzie tworzyliście ten nowy reprtuar ?

Jan “Yasiek” Andruszkiewicz: Pierwsze próby zespołu, po powrocie chłopaków z wojska i po moim dołączeniu do zespołu odbywały się w Spółdzielczym Domu Kultury na Hermana. Tam pierwszy raz się spotkałem z chłopakami i zrobiliśmy wspólnie pierwszą piosenkę: „Zabijam chwile”. Występowaliśmy też, na takich cotygodniowych meetingach muzycznych organizowanych właśnie w SDK.

Zbyszek Żuk: Pojawiło się w nas marzenie, że chcemy być sławnym zespołem występującym na scenie, grającym koncerty, nagrywającym płyty etc.

I udało coś się w końcu nagrać ?

Wojtek „Cichy” Cichocki: Nagraliśmy jakiś materiał podczas próby w Domu Kultury na Tumskiej, ale nie było to nic poważnego. Bardziej chodziło o to, żeby mieć jakieś nagrania, które możemy wysłać do organizatorów przeglądów muzycznych, żeby można było zagrać koncert i zaprezentować się szerszej publiczności. Takie były wtedy wymagania.

Jan „Yashiek” Andruszkiewicz: W późniejszym okresie próbowaliśmy nagrać profesjonalnie 3 utwory w studiu Waltera Chełstowskiego w
Warszawie*. Do czasów obecnych przetrwało 2,5 nagrania z tamtej sesji (śmiech).

*Półtora utworu ze wspomnianej sesji możecie odsłuchać tutaj.

Czy coś ruszyło po nagraniu nazwijmy to kasety demo, składającej się z tych 3ch utworów ?

Wojtek „Cichy” Cichocki: W sumie to niewiele, Jednak z perspektywy czasu w sumie dobrze, że nikt nic nie zrobił z tym materiałem, bo te nagrania po prostu były kiepskie.

A czy Wy, na własną rękę coś robiliście z tym materiałem ? Wysyłaliście go gdzieś ?

Wojtek „Cichy” Cichocki: Właściwie to mieliśmy związane ręce. Nie mogliśmy z tymi nagraniami nic zrobić, gdyż nie byliśmy ich właścicielami. A poza tym tak jak mówiłem wcześniej, były to naprawdę bardzo słabe. Realizator powstawiał tam jakieś syntetyczne brzmienia, do tego przearanżował tak te utwory, że nie dało rady ich słuchać. Bardziej potraktowaliśmy to jako nowe doświadczenie, gdyż była to nasza pierwsza wizyta w nazwijmy to profesjonalnym studio. Jaraliśmy się tym, że na tych nagraniach nic nie brumi etc.(śmiech). Jednak jak się oswoiliśmy z tymi nagraniami to stwierdziliśmy, że to zupełnie nie oddaje tego co gramy.

Dla Kasi (od lewej Żuk, Jezior, Jasiek, Kosa), zdjęcie wykonane podczas koncertu, który odbył się w płockim Zakładzie Karnym, fot. dzięki uprzejmości Jaśka Andruszkiewicza

Pojawił się temat sprzętu. Powiedźcie mi na jakim sprzęcie się grało na przełomie lat 80/90 ?

Tomek „Kosa” Kossakowski: Co do sprzętu to pamiętam, że to były jakieś gitary z przypadku. Przypominam sobie taką sytuację, że sąsiedzi mieli do mnie pretensje, bo malowałem je sam na klatce schodowej w bloku w którym mieszkałem, i na ścianach pozostawały po tym malowaniu obrysy gitar (śmiech). Janek pracował jako elektryk i miał możliwość przewijania przetworników. Brzmiały one świetnie. Miały charakterystyczne brzmienie, które teraz ciężko porównać z czymkolwiek.

Jan „Yashiek” Andruszkiewicz: Ta gitara o której wspomina Kosa przetrwała do tej pory i jest u kogoś na Podolszycach Północnych, ale
raczej w formie eksponatu na ścianie, niż używanego instrumentu, chociaż…

Wojtek „Cichy” Cichocki: Instrumenty perkusyjne były takie, że się rozklejały. To był jakiś dramat. Werbel, czyli jeden z najważniejszych elementów perkusji to musiałem sam skonstruować. Zrobiłem to w taki sposób, że kupiłem 14” kocioł, obciąłem drewno ze środka, wyszlifowałem krawędzie, powierciłem dziury, ze starego werbla wykręciłem wszystkie elementy do zamocowania. W ten sposób powstały „werbel” , który o dziwo nawet stroił. Nazwałem go Cichy Sosna Custom (śmiech). 100 % hand made !

Tomek „Kosa” Kossakowski: Bardzo ciekawa jest historia gitary Żuka. Był to Ibanez. To był czas kiedy w Płocku były 2 takie gitary. Jedną miał Krzysiek Misiak, a drugą właśnie Zbyszek.

Jan „Yashiek” Andruszkiewicz: A ja pozazdrościłem Zbyszkowi i kupiłem Fendera Precision Bass.

To takie gitary można było kupić w Płocku ??

Zbyszek Żuk: To jest bardzo ciekawa historia. Krzysztof Misiak swojego Ibaneza skądś sprowadzał, bo pamiętam, że przyszła paczką zawierającą tę gitarę. Ja po swojego pojechałem do Warszawy. Poprosiłem wtedy Krzyśka Misiaka, żeby pojechał ze mną i razem maluchem pojechaliśmy do stolicy. Dojechaliśmy do Warszawy. Idziemy ulicą. Jeden sklep muzyczny, drugi sklep itd. i nigdzie nie było Ibanezów. Byłem załamany. Już się pomału oswajałem z myślą, że wrócę do Płocka bez upragnionego Ibaneza, gdy nagle Misiek na latarni zauważył przywieszoną kartkę z ogłoszeniem: „Sprzedam gitary”, numer telefon, a w nawiasie Ibanez. Poszukaliśmy budki telefonicznej, wrzuciliśmy żeton i dzwonimy do gościa. Koleś mówi, że jest w domu i możemy przyjechać. Wytłumaczył nam w jaki tramwaj mamy wsiąść, żeby do niego dojechać. Dojechaliśmy. Wchodzimy do takiego niewielkiego pokoju, a tam stało z 10 gitar Ibaneza, bo facet ściągał je z U.S.A. Jak to zobaczyliśmy to tak nas zatkało, że nie mogliśmy wydobyć z siebie żadnego słowa (śmiech). Dosłownie byliśmy nieprzytomni. Oczywiście zakupiłem tą najtańszą, chociaż i tak Misiek musiał mi pożyczyć ze 2 stówy (śmiech).

Ile jak na tamte czasy kosztowała taka gitara jeśli mogę się zapytać ?

Zbyszek Żuk: Gitara z tego co pamiętam kosztowała coś około 1 800 PLN, a ja wtedy zarabiałem pracując w szkole 650 PLN. Więc wartość tej gitary można ocenić na 3 ówczesne pensje. Na szczęście też dorabiałem sobie grając na weselach więc jakoś uciułałem na tę gitarę. Misiek przy okazji kupił sobie jakiś efekt podłogowy, bodajże ZOOMa, na którym potem bardzo długo grał.

Wspomniałeś o efektach gitarowych. Jakie się używało w tamtym czasie na rodzimej scenie ?

Jan „Yashiek” Andruszkiewicz: Wcześniej zanim dorobiliśmy się czegoś bardziej profesjonalnego to sami robiliśmy efekty gitarowe. Wytrawiało się płytkę drukowaną z Radioelektronika, lutowało do niej całą elektronikę i robiło się samemu przester. To wkładało się w jakieś pudełeczko i tak się grało. Nawet do tej pory mam taki jeden efekt. Oddzielny zasilacz, podłączony kablem dwużyłowym jaki był wtedy używany do żelazek i jakoś to działało (śmiech).

Wróćmy do zespołu Dla Kasi. Dużo koncertowaliście ?

Wojtek „Cichy” Cichocki: Bardzo dużo. Właściwie każdy weekend w tamtym okresie gdzieś graliśmy. Pojawialiśmy się również na festiwalach takich jak Węgorzewo, Gitariada, Jarocin etc. Graliśmy też duże trasy m.in. jako support zespołu IRA. Zjechaliśmy w tamtym czasie praktycznie całą północną Polskę, gdyż trasa IRY była podzielona na 2 części: trasa po północy i południu kraju.

Dla Kasi jako support zespołu Ira, zdjęcie wykonano w płockim kinie Przedwiośnie, fot. dzięki uprzejmości Jaśka Andruszkiewicza

Jak wyglądała trasa z IRĄ ? Gdzieś obiło mi się o uszy, że to tacy zadufani w sobie, wyniośli kolesie ? Czy to prawda ?

Wojtek „Cichy” Cichocki: Nic a nic ! Chłopaki z IRY to naprawdę spoko kolesie, zawsze byli bardzo w porządku wobec nas, nic złego na ich temat nie mogę powiedzieć. Do tego jak na ówczesne standardy grali i brzmieli bardzo profesjonalnie. To był zupełnie inny poziom muzyczny, dużo się nauczyliśmy.

A jak byliście przyjmowani przez publiczność czekającą na koncert swoich idoli z zespołu IRA ?

Jan „Yashiek” Andruszkiewicz: Najfajniejsze było to, że jak wychodziliśmy przed IRĄ, ludzie jęczeli, gwizdali etc. Ale kiedy zaczęliśmy grać pojawiło się zdziwienie i zdarzało się że cała sala krzyczała Dla Kasi !! Dla Kasi !! Bardzo nas to wtedy podbudowywało. Pamiętam, że bardzo lubiła nas obsługa techniczna IRY. Jak my zaczynaliśmy grać, wybiegali z garderoby i z uwagą przyglądali się naszemu występowi.

Tomek „Kosa” Kossakowski: Była jeszcze historia z Katarzyną Kanclerz. Po jednym z koncertów które graliśmy przed zespołem IRĄ, przyszła do nas do garderoby i zaproponowała współpracę. Jednym z warunków była zmiana nazwy naszego bandu na HONEY. Obiecała, że jeśli to zrobimy toona nas weźmie do swojej „stajni”. My się na to nie zgodziliśmy.

Zbyszek Żuk: Uważaliśmy, że muzyka jest tak pięknym zjawiskiem, że powinna się bronić sama.

Jedna rzecz mnie zastanawia. Skoro wszystko układało się rewelacyjnie, graliście mnóstwo koncertów, trasę z mega gwiazdą tamtych czasów to czemu nigdy nie nagraliście profesjonalnej długogrającej płyty, no i postanowiliście, że przygoda muzyczna pt. Dla Kasi dobiega końca ?

Tomek „Kosa” Kossakowski: Zespół umarł śmiercią naturalną. Nie było tak, że się pokłóciliśmy czy coś w ten deseń. Zaczęliśmy poważniej traktować życie. Ja już w tamtym momencie miałem rodzinę, wychowywałem syna Kubusia, Zbyszek zajął się zarabianiem na tzw. „stancję oraz bułkę”. Muzykę traktowałem jako przygodę, od zawsze uwielbiałem grać. Wszystkie poboczne tematy jak sława czy kariera, mnie zupełnie nie interesowały. Nie wierzyłem w to, że z muzyki w Polsce da radę się utrzymać.

Wojtek „Cichy” Cichocki: W pewnym momencie zdaliśmy sobie sprawdzę, że zespół Dla Kasi zjada swój własny ogon. Można powiedzieć, że zaczęliśmy się auto plagiatować, już nic nas nie zaskakiwało i nic nowego się nie wydarzało.

Zbyszek Żuk: To też po części wynikało z tego, że my jakoś nie mogliśmy się dogadać jeśli chodzi o stylistykę naszego grania. Muzykę tworzyliśmy wtedy w taki sposób, że przychodziliśmy na próbę, ktoś przynosił jakiś pomysł/riff, gotowy tekst etc. Po pewnym czasie zauważyliśmy, że te riffy, teksty zaczynają przypominać to, co do tej pory stworzyliśmy. Nie potrafiliśmy już siebie niczym zaskoczyć. Pomału przestaliśmy się nakręcać naszym wspólnym graniem.

zespół Dla Kasi podczas koncertu w Toruniu, fot. dzięki uprzejmości Jaśka Andruszkiewicza

Jako, że blog, który prowadzę jest poświęcony płockiej scenie rockowej, czy pamiętacie może, gdzie w tamtych czasach odbywały się koncerty w Płocku ?


Jan „Yashiek” Andruszkiewicz: Był klub Metalowiec, był Marabut, Dom Kultury, Spółdzielczy Dom Kultury, ale też pamiętam, że koncerty odbywały się w Domu Technika, kinie Przedwiośnie oraz w kinie Studio. Kino Studio mieściło się w obecnym Chemiku. Pamiętam śmieszną sytuację, z koncertu, który graliśmy właśnie w tym miejscu jako support zespołu Oddział Zamknięty. Podczas koncertu dziewczyny złapały Kosę za nogi i zaczęły go ściągać ze sceny, ale Kosa twardo grał. Po koncercie do naszej przyjaciółki przysiedli się chłopaki z Oddziału Zamkniętego i zaczęli gadki typu ”Eee… mała”. Iwona skwitowała ich czymś w rodzaju „Spierdalaj”. Dopiero jak
dowiedziała się od nas, kto się do niej przysiadł, miała pretensje, że nikt jej o tym nie poinformował, bo była ich fanką.

A pamiętacie jakieś płockie zespoły działające równolegle do Waszego w Płocku ?

Wszyscy razem: Nosferatu, Poczekalnia Kaszalotów, Kask, Gepard, Nafta (w którym grał Marek Kapuściński). Masa lokalnych zespołów grała podczas tzw. mittingów, które odbywały się w Spółdzielczym Domu Kultury. Polegało to na tym, że co tydzień płockie zespoły prezentowały się lokalnej publiczności. Te koncerty trwały po 5-6 godziny bo tyle było bandów. Świetne czasy.

Zbyszek Żuk: Niesamowita historia jest związana z osobą Marka Kapuścińskiego (zespół Nafta). Marek w pewnym momencie był w Płocku „bogiem” gitary basowej, niesamowitym muzykiem. Niestety dostał udaru. Miał jednak tyle zacięcia i niesamowitej woli, że postanowił od nowa nauczyć się grac na gitarze. To jest zupełnie nieprawdopodobne, bo pamiętam jak to wyglądało u niego gdy opuścił szpital. Lewa ręka nie pracowała w ogóle, więc Marek zaczął uczyć się grać niemal od zera, jednym palcem próbował przyciskać jedną strunę i w ten sposób udawało mu (im) wydobyć dźwięk z gitary. Od takiego etapu jaki przedstawiłem po półtora roku wrócił do takiego grania, jakie prezentował przed udarem. To było niesamowite !

Po zakończeniu działalności zespołu Dla Kasi jak wyglądała Wasza nazwijmy to „kariera muzyczna” ?

Jan „Yashiek” Andruszkiewicz: Po zakończeniu działalności Dla Kasi, zawiązaliśmy skład o nazwie Banzai, w którym występowałem ja, Kossa, Cichy i doszedł do nas jeszcze Ogór (Maciek Iwański). Próby kapeli odbywały się w budynku MOSiRu przy płockiej wieży ciśnień.

Wojtek „Cichy” Cichocki: Nawet sprzedam Tobie historię, że nasza fota jako Banzai pojawiła się na oficjalnej pocztówce z Płocka, gdyż podczas jakiegoś naszego występu na płockim amfiteatrze, fotograf cyknął zdjęcie, a ktoś w ratuszu zdecydował się je zamieścić na oficjalnej pocztówce.

Jan „Yashiek” Andruszkiewicz: zespół funkcjonował około roku i był można powiedzieć takim przedsionkiem do kolejnego naszego
bandu o nazwie Medusa.

zespół Dla Kasi, górny rząd: Kosa, Jasiek, Cichy, dolny rząd: Żuk, Jezior, fot. dzięki uprzejmości Jaśka Andruszkiewicza

W tym momencie postanowiliśmy, że zakończymy naszą rozmowę i ustaliliśmy, że koniecznie spotkamy się ponownie, aby porozmawiać o okresie wspólnego muzykowania chłopaków w czasach funkcjonowania zespołu Medusa.

Po blisko 20 latach przerwy we wspólnym muzykowaniu, chłopaki spotkali się ponownie i mam nadzieję, że nie obrażą się na mnie, jak zdradzę, iż przygotowują kolejne, nowe kompozycje. Rezultaty usłyszymy niebawem !

Dzięki wielkie dla Kosy, Yasieka, Zbyszka Żuka i Cichego za to, że znaleźli czas na to żeby się spotkać i porozmawiać o tych daaaaawnych czasach 🙂

Na dokładkę zamieszczam jeszcze koncert zespołu Dla Kasi, który odbył się w I rocznicę śmierci Freddiego Mercury’ego w płockim Teatrze Dlamatycznym (21.11.1992).