Kadzidełkiem i alkoholem w zdechłego szczura !

Jakub "Kosa" Kossakowski, fot. triku
Jakub "Kosa" Kossakowski, fot. triku

Bohaterem dzisiejszego wywiadu jest wokalista, który pomimo młodego wieku, ma już ze sobą naprawdę niezłe portfolio. Z zespołem VAT69 nagrał 2 Epki, z zespołem Black Mad Lice dwie pełnometrażowe płyty, a ostatnio realizuje się w zespole Leshy, z którym nagrał również 2 pełne materiały (ostatni pt. „Psychopomp” ukazał się w styczniu tego roku). Zastanawiałem się skąd u tak młodego chłopaka (rocznik 1990, a swoją przygodę muzyczną rozpoczął w wieku 18 lat w zespole VAT69), takie zainteresowanie muzyką i aktywne uczestnictwo w życiu „płockiej sceny rockowej”. Zanim zacząłem przygotowania do tego wywiadu, miałem wrażenie, że już wcześniej obiło mi się o uszy nazwisko dzisiejszego rozmówcy. Przejrzałem swoje archiwa i okazało się, że Jakub „Kosa” Kossakowski to syn Tomasza Kossakowskiego (!), gitarzysty takich płockich bandów jak Medusa czy Dla Kasi. Postanowiłem więc wypytać Kosę m.in. o to, jaki wpływ na niego miał fakt, że został wychowywany w takim środowisku muzycznym. Zresztą tematów do pogadania było bez liku, czego świadectwem jest zapis poniższej rozmowy. Zapraszam na wywiad z Kosą ! 

Cześć Kosa. Na początek chciałem się Ciebie zapytać, jakie jest Twoje najwcześniejsze wspomnienie muzyczne, które utkwiło w Twojej pamięci ? 

Jest całkiem odległe. Miałem może z 3 albo 4 lata. Pamiętam jak mój tata puszczał mi do snu muzykę i opowiadał różne historyjki. Przeważnie było to Led Zeppelin, Pantera i Pink Floyd. Można powiedzieć, że już od dzieciaka przesiąkałem tą formą twórczości. 

Twój tata – Tomasz – był muzykiem takich kapel jak Medusa czy Dla Kasi. Jak myślisz, jaki wpływ na Ciebie miał fakt, że wychowywałeś się w takim „środowisku muzycznym? 

Nie będę ukrywał, że miało to na mnie spory wpływ. Przedszkolak, który obracał się w towarzystwie muzyków nie mógł nie zacząć się interesować muzyką. Sam fakt, że w domu na co dzień przewijało się sporo różnorodnych dźwięków, przyczynił się do fascynacji tym tematem. 

Czy pamiętasz czego słuchało się w Twoim domu jak byłeś młokosem ? Czy byłeś zmuszany do słuchania metalu 😉 ? 

Oprócz wcześniej wspomnianych zespołów, byłem zafascynowany bandami takimi jak Primus, Biohazard, Sepultura, Illusion, Clawfinger, Prodigy. Jednak nie samą ciężką muzyką żyje człowiek. W związku z tym z ogromnym zainteresowaniem wsłuchiwałem się w Michaela Jacksona. Zwłaszcza w płytę “Bad”, którą katowałem na okrągło. Wraz z dorastaniem odnajdywałem coraz więcej muzyki. Regularnie odwiedzałem sklep z kasetami w TSSie. Tam za odłożone kieszonkowe kupowałem albumy Roba Zombie czy KoRn. Ogólnie nikt mnie nie zmuszał nigdy do słuchania metalu, jednak odegrał on sporą rolę w kształtowaniu mojego gustu muzycznego. 

Twój tata był gitarzystą, Ty od początku (nazwijmy to) kariery udzielałeś się wokalnie. Nie ciągnęło Ciebie, żeby przejąć wiosło po ojcu 😉 ? 

Swoją przygodę z muzyką rozpocząłem właśnie od gry na gitarze. Kiedy dołączyłem do Vat Six Nine, na początku byłem gitarzystą. Dopiero później tak się złożyło, że chwyciłem za mikrofon. Aktualnie nadal lubię grać na instrumentach. W Leshy cześć riffów jest mojego autorstwa. W moim solowym projekcie – Night Heron – gram na wszystkim: gitara, bas i bity. Możliwe, że jeszcze w tym roku będzie można tego posłuchać. Staram się nie ograniczać do jednej formy ekspresji twórczej.  

Czy pamiętasz swój pierwszy koncert na którym byłeś ? Co to było ? Gdzie to było ? Jaki ślad w Twojej głowie to pozostawiło ? 

Pierwsze wspomnienie związane z obecnością na koncercie? Chodziłem do wczesnych klas podstawówki, grało Acid Drinkers i jeszcze kilka innych zespołów. Wszystko działo się w amfiteatrze. Byłem zachwycony muzyką na żywo. Z wczesnych wspomnień pamiętam również koncerty taty, w tym spektakl Dracula, do którego Medusa robiła muzykę. Z okresu nastoletniego dobre wrażenie zrobił na mnie NOB i Chylińska w Rock69. Wtedy jeszcze nie podejrzewałem, że za kilka lat sam tam zagram. Pamiętam również pierwszy festiwal, na który pojechałem. Był to Hunterfest. Miałem jakoś 15 lat i największe wrażenie zrobiło na mnie Napalm Death. Nigdy wcześniej nie słyszałem czegoś takiego. Od razu pokochałem tę muzykę. Z tego festiwalu w pamięci utkwiło mi również Fear Factory, w którym zasłuchiwałem się przez ładne kilka lat. Z kolei pierwszy duży koncert zaliczyłem mając 16 lat. Pojechałem wówczas do Katowic na KoRn. Ogólnie wszystkie koncerty, które obskoczyłem jako dzieciak wywarły na mnie spory wpływ. Zarówno pod względem dobrej zabawy jak i czerpania inspiracji. Do dzisiaj postrzegam koncerty jako ważne doświadczenia.  

Pierwszą kapelą o której wiem, że w niej występowałeś był VAT SIX NINE. Czy zanim zacząłeś się realizować w tym bandzie, udzielałeś się w jakiś innych projektach ? 

Vat Six Nine był pierwszym zespołem, w którym grałem. Wcześniej tworzyłem sobie w domowym zaciszu. Głównie skupiałem się na robieniu muzyki elektronicznej i sklejaniu riffów na gitarze. W czasach nastoletnich bardziej skoncentrowałem się na sztukach wizualnych niż muzyce, aczkolwiek była ona bliska mojemu sercu. Chwytałem się wielu okazji do pośpiewania i pogrania. Między innymi w spektaklach płockiego MDK. 

Jak to się stało, że trafiłeś do VAT69 ? Bo z tego co kojarzę to za wokal odpowiadał Mateusz, z którym gracie teraz wspólnie w zespole Leshy ? 

Trafiłem tam przez naszą wspólną znajomą. Sznapps i Artie szukali gitarzysty, a ja grałem na gitarze. Spotkaliśmy się, aby pogadać o muzyce i mieliśmy zbieżne podejście. Po kilku próbach zacząłem również śpiewać. Na pierwszych dwóch EP można usłyszeć właśnie mój wokal. Później nasze drogi się rozeszły. Po latach międzyludzkiego milczenia, Sznapps do mnie zagadał w kwestii zrobienia czegoś nowego. Projekt miał nazywać się Leshy i właściwie od razu się zgodziłem na wzięcie w nim udziału. 

Czy pamiętasz swój pierwszy publiczny występ ? Z jakim zespołem to było ? Gdzie był ten koncert ? Jakie emocje Tobie towarzyszyły ? 

Pierwszy publiczny występ nie był związany z muzyką tylko z teatrem. Podczas przedstawienia kompletnie poryłem tekst hahaha. Ale mniejsza o to. Skupię się na muzyce. Pierwszy występ tej materii był tuż przed lub po wydaniu pierwszego EP Vat Six Nine. Miałem 18 lat, a jego fragmenty zostały wykorzystane w wideo do kawałka “Lie”. Rock69 był pełen ludzi. Przy pierwszym numerze trzęsły mi się nogi ze stresu. Ale szybko stres zmienił się w ogromną radość z grania. Na koncercie był również mój tata ze swoim kumplem. Zaprosiliśmy ich na scenę i trochę pograli. Muszę przyznać, że było to niezwykłe wydarzenie, które sprawiło, że każdy późniejszy koncert traktowałem poniekąd jak święto. 

W 2009 roku dołączyłeś  do grającego wówczas zespołu Black Pocket Lice (przemianowanego później na Black Mad Lice). Czy możesz opowiedzieć jak to się stało, że trafiłeś do tego bandu  ? W jakich to było okolicznościach ? 

W tamtym okresie zacząłem fascynować się death metalem. Szukałem zespołu, w którym mógłbym pokrzyczeć zamiast śpiewania. Na dawnym portalu społecznościowym, noszącym nazwę Grono, zobaczyłem ogłoszenie, które opublikował Fido. Napisałem i zostałem na kilka ładnych lat. 

Z zespołem Black Mad Lice nagraliście 2 pełnometrażowe płyty oraz 1 kasetę demo. Co pamiętasz z tych sesji nagraniowych ? Jak to było z tym brakiem stopy na nagraniach, ze szczurem w próbowni 🙂 ? Czy możesz podzielić się z czytelnikami jakimiś fajnymi historiami związanymi z tych sesji nagraniowych, o których opowiadałeś mi wcześniej ? 

Kiedy nagrywaliśmy z Black Mad Lice (wtedy Black Pocket Lice) demo “Paradise in blood”, początkowo za nagranie wziął się realizator, który nagrał perkusję bez stopy. Cały czas się dziwię, że w zestawieniu swoich osiągnięć umieszcza to nagranie. Po tym doświadczeniu stwierdziliśmy, że zrobimy to sami. Funkcję realizatora przejął Naho. Z kolei podczas nagrań do “It’s going deeper” wszystko zostało zarejestrowane w naszej sali prób w podziemiach budynku na ulicy Tysiąclecia, które w pewnych kręgach miała status kultowej miejscówki. Kiedy przyszła już moja pora, niefortunnie gdzieś pomiędzy ścianami coś umarło, najprawdopodobniej szczur. Za każdym wdechem swąd gnijącego truchła przedzierał się do moich płuc. Koledzy z zespołu chcąc mi pomóc rozpalili kadzidełka. Niestety, nic to nie dało. Jednak mimo wszystko miło wspominam to nagranie. Przelało się sporo alkoholu, a w tamtym czasie efekt mojej pracy bardzo mnie satysfakcjonował.  

Z innych ciekawostek ze studia, to zapadła mi w pamięci sytuacja z sesji nagraniowej Minetaur do EPki “Power Tools”. Gitara, bas i bębny były już wbite. Przyszła moja kolej, a chłopacy poszli po piwo i inne napitki. Wrócili po 1,5h. Spytali, jak idzie mi z nagrywaniem wokali jeszcze nie wiedząc, że już zrobiłem swoje. Najciekawiej wspominam nagrywanie “Psychopomp” Leshy. Wszystko zarejestrowaliśmy w domu mojej narzeczonej. Wybraliśmy pokój z czarnymi ścianami i sufitem. Odpaliliśmy dużo dymu i ze Sznapsem za sterami przystąpiliśmy do dzieła. Swojski klimat pozwolił wczuć się bardziej niż kiedykolwiek dotąd. Między innymi dlatego uwielbiam produkcję DIY. 

W czasach Twoich występów w BML dużo koncertowaliście w kraju. Czy był jakiś szczególny koncert, który utkwił Tobie w pamięci ? Co w nim było takiego szczególnego ? 

Ciężko jest mi wybrać jeden konkretny koncert, ale dobrze pamiętam Włocławek, gdzie przyjęto nas bardzo ciepło; wówczas postawiliśmy na wizerunek w stylu NIN z Woodstock. Błoto, sadza i podarte ciuchy. Niestety, okazało się, że jest to całkiem problematyczne i nigdy więcej tego nie zrobiliśmy. Szkopuł tkwił w syfie jaki robił się w pomieszczeniach dla zespołu. Lepiej nie zgłębiać się w ten temat hehe. Kilka lat przedtem również graliśmy we Włocławku. Przyszło tylu ludzi, że ledwo się mieściliśmy. Rozkręcili takie pogo, że jakiś chłopak złamał rękę. Nie przeszkodziło mu to w dalszej zabawie. Ogólnie, tak jak wcześniej wspomniałem, koncerty od zawsze są dla mnie czymś w rodzaju święta.  

Pisząc biografię zespołu Black Mad Lice szczególną uwagę zwraca fakt, że dość często zmieniali się w tym zespole gitarzyści. O ile Mateusz „Mati” grał w zespole od początku jego funkcjonowania tego bandu, o tyle w rolę 2-go gitarzysty wcielali się co i rusz nowi gitarzyści. Był Naho, był Żarówa, później Pruso, Jarosław Nyckowski… Jak myślisz, skąd brał się taki problem z obstawieniem tego wakatu  ? 

Prawdę mówiąc ciężko mi to ocenić. Moim skromnym zdaniem problem mógł tkwić w tym, że Black Mad Lice zawsze robiło, bądź co bądź, bardzo trudną muzykę. Niełatwo jest to zagrać bezbłędnie. Jednak są to wyłącznie moje domysły. 

W 2016 roku nagraliście płytę Divine Touch, którą kilku z moich rozmówców wskazuje jako jedną z najlepszych „płockich” płyt w historii. Z tego co pamiętam zyskała równie ona przychylny odzew na „metalowej” scenie. Jednak co dziwne, nie przełożyło się to na większą ilość granych przez Was koncertów ? Jak myślisz. Z czego to wynikło ? 

Zauważyłem, że ten album miał bardzo ciepłe przyjęcie. Ogólnie wydaje mi się, że mniejsza ilość koncertów spowodowana była tym, że po trochu zaczęło brakować zapału do bujnięcia tego. Nie da się ukryć, że w każdym bandzie potrzebna jest osoba, która pcha go do przodu. U nas było sporo planów, jednak nic z nich nie wynikało i wyszło jak wyszło. Prawdopodobnie zabrakło dobrych ruchów w mediach społecznościowych, które już te kilka lat temu odgrywały niezwykle ważną rolę. Jednak prawdę mówiąc nie jestem w stanie tego obiektywnie ocenić.  

W okolicach roku 2017 dołączyłeś do zespołu Leshy. Dlaczego postanowiłeś podzielić swoją energię (swój czas) na 2 kapele ? Czy to co prezentowałeś w BML przestało Tobie wystarczać ? A może pojawiły się jakieś zgrzyty w bandzie i postanowiłeś zrezygnować z występów w BML (bo faktem jest, że chwilę później opuściłeś jej szeregi) ?  

W swoim życiu twórczym ciągle staram się eksplorować nowe nurty. Granie rzeczy takich jak w BML stało się niewystarczające. Potrzebowałem czegoś z większym ciężarem. Wtedy odezwał się Sznapps z propozycją wspólnego grania. Trochę się zdziwiłem, ponieważ nie rozmawialiśmy od jakichś 6 lat. Podesłał mi projekty, które przygotował i spytał czy nie chciałbym w tym uczestniczyć. Od razu się zgodziłem. Brakowało mi grania czegoś czerpiącego z psychodeli, czegoś, w czym mógłbym pozwolić sobie na dużą dozę ekspresji i eksperymenty. Nie da się ukryć, że to, co robię w Leshy kompletnie nie odnalazłoby się w twórczości BML. Po pewnym czasie zacząłem zauważać, że granie tego, co robimy w BML przestaje sprawiać mi radość. Dawna frajda zaczęła stawać się swoistym obowiązkiem. Nie mogłem robić czegoś nieszczerze i zrezygnowałem. 

Z zespołem Leshy nagraliście 2 płyty. Ostatnia pt. Psychopomp ukazała się w styczniu tego roku. Muszę przyznać, że jest to już zupełnie inna muza oraz, że Twój wokal brzmi zdecydowanie inaczej niż na płytach BML. Słuchać, że kombinujesz, raz śpiewasz, raz deklamujesz pod nosem, innym razem „drzesz ryja”. Czy możesz powiedzieć, że w końcu znalazłeś band, w którym realizujesz się w 100% ? 

Leshy jest dla mnie zespołem, w którym mogę w znacznej mierze spełniać się jako twórca. Zarówno pod względem form wokalnych jak i kompozycji oraz liryki. Jednak na tyle mocno lubię aktywność związaną z kreacją, że nie ograniczam się do tworzenia wyłącznie w tym zespole. Muzyka jest na tyle szerokim zagadnieniem, że ciężko mi wybrać jeden nurt, w którym chciałbym się obracać. Nie bez powodu uczestniczyłem i uczestniczę w różnych projektach. Sama sztuka jest tak rozległą rzeką możliwości wyrażania siebie i swoich przekonań, że niemożliwym jest, przynajmniej w moim przypadku, ograniczyć się do jednego. Dlatego oprócz Leshy gram aktualnie w Minetaur gdzie mieszamy death’n’roll z country i odrobiną punkowego zacięcia. Ponadto tworzę  w domowym zaciszu. Tak jak wcześniej wspomniałem mam solowy projekt. Podczas tegorocznego lockdownu nie mogłem pozostać bierny w twórczości i zarejestrowałem EP w stylu industrial metal. Przez kilka lat grałem również ze swoim tatą covery okołobluesowych klasyków. Ogólnie lubię działać w twórczy sposób. Między innymi poza samą muzyką żywnie interesuję się sztukami wizualnymi takimi jak chociażby obróbka video i teledyski. 

Możesz coś opowiedzieć o napisanych przez Ciebie tajemniczych tekstach, które pojawiły się na płycie Psychopomp ? Gdzie szukasz inspiracji do ich napisania ?  

Zawsze bardzo przykładam się do tekstów. Chcę, żeby były o czymś ważnym, jednak staram się pisać w nieoczywisty sposób. Najważniejsza jest dla mnie szczerość przekazu. W tym zespole warstwa liryczna obraca się wokół jednego tematu. Na “Beyond the void” teksty dotyczyły stanów depresyjnych. “Psychopomp” skupia się z kolei na moich subiektywnych i krytycznych przemyśleniach. Dotyczą między innymi problemów z zaakceptowaniem prawdy – przeważnie przez wyparcie spowodowane brakiem odwagi do przyznania się, iż nie ma się racji – międzyludzkiej nienawiści – którą możemy zaobserwować chociażby w przypadku obrzydliwego zjawiska jakim jest homofobia – i religii – która otumania społeczeństwo od tysięcy lat nie oferując nic w zamian i tworząc przy okazji armię fanatyków. Wszystkie przemyślenia inspirujące mnie do napisania tekstów do “Psychopompa” nastąpiły podczas doświadczeń, które wywarły na mnie ogromny wpływ i najprawdopodobniej zmieniły mnie na całe moje życie. Właśnie dlatego chciałem je opisać. Uświadomiły mi, że jedynym sensem życia jest samo życie, a czas każdego z nas przeminie i nic na to nie poradzimy. Nauczyły mnie również realnie postrzegać otaczający świat, nie pozbawiając przy tym wyobraźni. Samo znaczenie tekstów pozostawiam jednak otwarte w interpretacji. Kto zrozumie ten zrozumie.  

Chciałbym zadać Tobie pytanie odnośnie „płockiej sceny rockowej”. Jak oceniasz jej kondycję ? Czy są jakieś obecnie grające zespoły, które się Tobie podobają i jesteś je w stanie polecić innym ? 

Płocka scena jest dla mnie ewenementem. Znaczną część zespołów tworzą ci sami ludzie w różnych kombinacjach. Ponadto nasza scena jest niezwykle płodna gatunkowo. Z lokalnych składów ogromne wrażenie robią na mnie Parh – z przepięknym sludgeowym zacięciem, Varnheim – przytłaczający klimatem i Schröttersburg – zimny i przejmujący. Gorąco polecam również Shredlust, The Old Crone i Concatenation. Długo można by tak wymieniać. W naszym grodzie jest cała masa dobrych składów. 

Na zakończenie naszej rozmowy chciałbym poprosić Ciebie o wymienienie płyt płockich zespołów, które wywarły na Tobie największe wrażenie i w jakiś sposób wpłynęły na Ciebie. Oczywiście wiem, że to będzie m.in. płyta Medusy pt. „Konfliktowy Dom” 😉 ale czy jeszcze jakieś inne tytuły, pojawiły się w Twoim życiu, do których często wracasz ? Możesz uzasadnić swój wybór ? 

Prawdę mówiąc ciężko coś wybrać, ponieważ każdy z wymienionych przeze mnie zespołów wydaje rzeczy na wysokim poziomie. Wymienię zatem kilka nagrań, które najlepiej zapamiętałem. Z płockich wydawnictw największe wrażenie wywarły na mnie następujące pozycje wydawnicze: 

Schröttersburg – Melancholia – wspaniały przygnębiający klimat. Nazwa jest jak najbardziej adekwatna do zaprezentowanej muzyki. Jednostajny rytm, rozbudowane partie gitary i przejmujący wokal ze świetnymi tekstami. 

Parh – Split z ODRĄ – sludge w najlepszym wydaniu. Ekspresyjna mizantropia, która momentami przyprawia o ciarki.

Shredlust – Voodoo Rhythms – energiczny album, który dosyć długo katowałem. Dobre granie z thrashowym zacięciem.

Concatenation – Devolution – bardzo mi przypadło do gustu to co chłopaki zaprezentowali na swojej ostatniej EP. Poszli w bardziej punkową i obłędną stronę. Podoba mi się ten kierunek.